Po wczorajszym esie do Tomka, ze utkneli gdzies w zaspach sniegu w Chinach i nie zdarza na niedziely samolot, zdecydowalismy sie nie czekaj wiecej. Bangkok z pewnoscia ma wiele do zaoferowania , ale nie az tyle ze by tam siedziec nie wiadomo ile. Rozumiem, ze mozna sobie wyrobic dowolne papiery np. Karter ISIC, dyplomy TEFL , prawo jazdy, legitke z jakies agencji foto. Oglonie spiewali po 1000 Bhats, ale nie chcialem narazie kupic wiec sie nie tagrowalem, ale mysle ze za 500 spoko by sie dalo.
Z rana o 5:55 wyjezdzamy pociagiem do Arana Prahet ( spoznil odjazd jakies 10 min ) :P
Pozniej sprawy tocza sie pod dyktando lapowek i ukladow, ale tym razem kosa trafila na powazny kamien. Z dworca jedziemy tuk-tukiem niby na granice. Probuja nas oszukac ze to granica, a to bylo zwykle biuro co zalatwia wizy przez net i kasauja za to slono. Nie dajemy sie nabrac i z buta na granice. Szybkie wyjscie z Tajlandii i znow sytuacja sie ponawia na granicy Cam. tylko ze teraz to juz oryginalni pogranicznicy domagaja sie za stampa 100 Batow. Wczesniej wyczytalismy all w przewodniku i cierpliwie tlumaczymy ze nie damym i siciema ze dzis dzwonilismy do ambasady i ze znamy zasady. W nasze slady idzie para z Canady. Po okolo 30 min mamy juz wizy w paszporcie po ofilcjanej cenie 20 $ ( mozna placic w USD ) Za granica kolejna zwala , ekipa z busami do Siem Reap. za darmo zawaza cala grupe do jakiego biura i tam za busa chca po 12 $ od glowy. Zgadujemy sie z ta para z Canady i opuszczamy ten przyczulek malo zdecydowanych. Po 5 min jedziemy juz taxa za 30 USD :) . Kierowca w tlumanach kurzu i pylu idzie jak przecinak , lewy kierunkowskaz wylaczyl moze na 5 min tak non-stop speedowanie po wybojach przez jakies 200 km. Nie raz czlowiek oberwal od dachu toyoty camry w glowe. Za 30 $ w zyciu bym tak auta nie skatowal. Widac maja dobre tanie zamienne amortyzatory :)
Jutro Angkor Wat.