Vang Vieng jak ktos nie byl to koniecznie trzeba zachaczyc. Co prawda male centrum ( 2 ulice ) jest mocno turystyczne, ale widoki z boskie prawie dookola. Mase knajpek z calym zapleczem gastro. Dodatni ciekawsze niz na DonDet. Sa grzybki i opium. Ceny malo ciekawe za takie dodatki. Miejsce na chill-out doskonale, hamaki w malych hatkach tuz nad brzegiem rzeki, a dalej gory. Ogromne bloki porosniete bujna zielona roslinnoscia, wysokie na okolo pare set metrow, wyrastajace prawie pionowo do gory.
Warto wybrac sie na 1 dniowa wycieczke czyli caves tubbig i kayaking. Jazda na oponie po ciemnej jaskini dostarcza niezlych wrazen. Mozliwe tylko w sezonie suchym, w mokrym za duzy poziom wody. To jest plus, ale juz na splywie kajakowym to masakra. Nurt prawie zerowy, takie family reisen. Wrazenia slabe poza ww. widokami. Poziom wody w niektoreych miejscach tak niski ze zachacza sie o kamienie dnem. W ramach pocieszczenia jest na trasie mase miejsc na odpoczynek z atrakcjami. Mozna skoczyc z paru metrow ze specjanlnie zbudowanej skoczni. Co prawda nasz orgazniator skoczyl, ale zamulilo od dna strasznie, wiec nikt nie byl zainsteresowany. Poza tym walki w wodzie :) Mogloby byc cieplej :)
Orange sucks. Znow nie dziala. Chyba tylko w stolicy dzialalo.