Geoblog.pl    pawelsocha    Podróże    Tajlandia, Laos, Kambodża 2008    Lunag Prabang
Zwiń mapę
2008
15
lut

Lunag Prabang

 
Laos
Laos, Luang Prabang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10716 km
 
Rano szybkie wyjscie na pas startowy, ktora zbudowala amerykanska armia. Teraz to punkt odjazdu busow. I znowu lekki wqrw bo zas mafia transportowa skroila nas ponad miare. Nie chca udzielac info o publicznym transporcie tylko oferuja swoje minibusy. I tak trzepia kasiurke na toyoty hilux :) Droga z Vang Vieng do Luang Prabang to nieskonczona ilosc serpentyn, wiekszosc we mgle i tuz przy skraju przepasci. Tempertatura ok. 5 stopni a my w batkach i krotkich koszulkach. Do tego nasz kierowca nie mogl pojac dzialania dmuchawy powietrza zeby mu szyba nie parowala wiec swoje okno mial otwarte. Polar ostal sie w plecaku na dachu. Na szczescie byl postuj na jedzenie, wiec uzupelniamy kalorie do grzania organizmu. Widoki i mijane po drodzie wioski dodaja sil. Po 6h zmarznieci ,ale szczesliwi szukamy lokum. Na poczatek maly szok cenowy. Nic ponizej 30 $ , po czasie udalo sie za 12 $ . Po zobaczeniu miasta ceny nie dziwia. Sam Lunag Prabang to odpicowane miasteczko, raczej dla bogatej arystokracji Francuskiej, ktora sie tu rozsiada w burzujskich knajpeczkach. Widac tez starych popersow z mlodymi pieknymi kobietami o cynamonowych cerach i bialych jak miaszcz kokosu zabkach :) Siedza tacy i nawet nie maja o czym porozmawiac bo ona nie gada po ang. Masakra. Na szczescie jak narazie nie widzialem slynnych dodatkow typu Marysia, moze choc to miejsce nie ma nas za idiotow ktorzy swoje wakacje spedzaja na bakaniu i braniu innych uzywek.

Telefon dalej echo, nawet czarodziejskie moce nie moga na to pomoc :)

Nastepnego dnia jedziemy umowionym tu-tukiem do Khuang Si waterfall. Jako ze jest niedziela to kierowca zabiera rodzine. Okazuje sie wywodzi sie z wioski przez wodospadami. Umawiamy sie na powrot za 5h. Podchodzimy kawalek wyzej a tam przepiekne wodospady, turkusowa woda, z miejscami przeznaczonymi do plywania. Liny przywieszone do drzew i mozna skakac. Bosko. Pech ze nie mielismy recznika ani gatek do plywania :( Spozniamy sie godzine, ale to nie szkodzi bo nasz kierowca spoznil sie jeszcze 30 min. Pyta sie przestraszony czy wszystko gra ? My mu dajemy do zrozumienia ze my tu na wakacjach a nie na wyscigach :) Wieczorem szwednasko sie po miesci , jedzonko z jadlodajni dofinansowanej bo za 5000 LAK. Cale rzesze falangow okupuja to miejsce. Zaraz obok na terenie swiatyni okolo 21 rozpoczyna sie hazard na maxa. Gra polega na obstawianiu na: dzban, skorpiona, zabe, rybe , kure lub raka. Min 1000 max chyba 10 000. Na pochylej powierzchni 3 kostki z malunkami tego co mozna obstawic zablokowane metalowym pretem. Sznurkiem zwalnia sie kostki i jazda. Co wypadlo to wygrywa. Graja wszyscy od dzieci 10 letnich do starszych , lacznie z mnichami. A czlowiek mial takie dobre zdanie o nich. Rano wychodza na alms po ryz a wieczorem jazda gambling. Oczywiscie nie moglem sobie odmowic przyjemnosci zagrania. Inwestuje 2000 ma kure i raka. Nagle panna mi wyplaca cos kolo 8000. Po chwili dokladnie wiemy o co chodzi i moje konto powieksza sie do 30 000. Widza, ze dobrze mi idzie czekaja az cos obstawie potem oni. Zrobilo sie pozno wiec szybkie obostawienia po 10 000 na kuraka czyli 1$ zostalo z roadoscia pochloniete przez kasjerke interesu :)

Nastepne dwa dni na slow boat na granicy z Tajlandia, po 8h dziennie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
pawelsocha
Paweł Socha
zwiedził 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 49 wpisów49 8 komentarzy8 157 zdjęć157 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.10.2008 - 18.11.2008
 
 
23.08.2000 - 29.08.2000
 
 
06.11.2004 - 03.01.2005